Joanna Lichocka Joanna Lichocka
7070
BLOG

Za późno na zaklinanie rzeczywistości

Joanna Lichocka Joanna Lichocka Polityka Obserwuj notkę 182

Kłamstwo smoleńskie upada mimo zaklęć, rechotu i manipulacji, jakim co dnia częstują nas główne media. To okupione niewyobrażalnym cierpieniem bliskich ofiar katastrofy zwycięstwo przyzwoitości jest zasługą polskiej, inteligenckiej godności. Jakby wycięte wprost z „Rodowodów niepokornych” Bohdana Cywińskiego.

Zwykle wtedy, gdy państwo zawodziło Polaków w pełnieniu swoich zadań wobec narodu, rolę służby przejmowała na siebie inteligencja. To właśnie opisywał Cywiński w swoich słynnych „Rodowodach”, na których wyrosło pokolenie Solidarności. We wstępie do wznowionej w 2010 r. książki Cywiński pisał: „Duch niepokornych wobec zła znalazł na etapie mojego pokolenia swe najlepsze wcielenie w zrywie Solidarności. Zryw ten był rozpoznaniem godności człowieka wolnego i za tę swą wolność moralnie odpowiedzialnego. Podjęcie udziału w nim – wtedy w 1980 r. i w latach następnych – oznaczało decyzję służby. Służby ludziom, służby Polsce, służby Prawdzie, zgodnie z najlepszymi przekonaniami, a wbrew stale nowym propozycjom pójścia na łatwiznę. Tamte czasy twardymi ciosami uczyły jak można – i jak warto – żyć”.

Bardzo często w polskiej historii, z racji różnych uwarunkowań społecznych i gospodarczych, służbę tę podejmowała inteligencja techniczna. Zawody ścisłe trudniej podlegały ideologizacji, rusyfikacji czy germanizacji. Paradoksalnie łatwiej było w nich o wolność i o godnościowe postawy. Ta tradycja polskich inżynierów, fizyków, chemików czy matematyków przypomina się, gdy coraz liczniejsza grupa zdeterminowanych ekspertów z politechnik i instytutów naukowych, wbrew ostracyzmowi środowiskowemu czy niechęci władz, przyłącza się do badań mających za zadanie wyjaśnić śmierć polskiego prezydenta w katastrofie smoleńskiej. Nierzadko, tak jak prof. Kazimierz Nowaczyk czy prof. Marek Czachor, mając za sobą solidarnościową, opozycyjną działalność, więzienia i internowania. Dzięki ludziom wiernym etosowi polskiej inteligencji udało się już bez cienia wątpliwości obalić kłamstwa rządowej komisji i rosyjskiego MAK.

Kompromitacja na miarę WRON-y

Konferencje naukowe poświęcone wynikom niezależnych badań okoliczności katastrofy smoleńskiej, mimo skrupulatnych prób przykrywania ich i pomijania ich ustaleń przez główne telewizje informacyjne, przebiły się do świadomości Polaków na tyle, by wzbudzić kolejną falę strachu w postkomunistycznym establishmencie medialno-rządowym. Hipoteza o dwóch eksplozjach, poparta skrupulatnymi wyliczeniami, odczytami systemu TAWS czy analizą możliwych przyczyn odkształceń części samolotu, jest na tyle udokumentowana, że nie na żarty przeraża ludzi powielających dotychczas rosyjską wersję wydarzeń. Wiadomo już ponad wszelką wątpliwość (i polska opinia publiczna wie o tym dobrze), że stan faktyczny wydarzeń był inny niż ten opisany przez komisję Millera i rosyjski MAK. Jasne jest też, że powielający kremlowskie tezy politycy, publicyści i eksperci, naigrywający się z bólu rodzin ofiar oraz ludzi dochodzących do prawdy, stoją wobec kompromitacji porównywalnej w skali chyba tylko do tej, która stała się udziałem piewców WRON-y Urbana, Tumanowicza czy Barańskiego. Na dodatek nikt – na razie – propagandystom nie przychodzi z pomocą.

Gdzie jest premier?

Iskierka nadziei u propagandystów pojawiła się po publikacjach „Rzeczpospolitej”. Ogłoszenie, a potem wycofanie się przez dziennik z informacji, że na wraku Tu-154 znaleziono nitroglicerynę i trotyl uruchomiło działania medialne pod hasłem „cała wstecz”. Znów pojawił się pan Hypki w roli eksperta przekonującego o obecności gen. Andrzeja Błasika w kabinie pilotów, a członek Państwowej Komisji ds. Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek powtarzał, że komisja Millera nie popełniła żadnych błędów i jej ustalenia wciąż są obowiązujące. Oddech, jaki zyskało lobby rosyjskiej wersji katastrofy, jest jednak bardzo płytki.

Wątpliwości jak zaraza przedostają się bowiem w najbardziej odporne na nie zakamarki. Gdy pojawiła się informacja o tragicznej śmierci mechanika pokładowego Jaka-40, mówiono o niej, jako o tajemniczej nawet w tak wypróbowanych dla rządu miejscach jak TVN24.

Słychać więc rozpaczliwy zupełnie chór – gdzie jest premier? Gdzie jest rząd? Czemu milczy i nie daje odporu? Czy podoba się panu, że premier wypowiada się o deszczu, zamiast jakoś zareagować – pytała tydzień temu swoich rozmówców Monika Olejnik.Tomasz Lis, ten, który kierując tygodnikiem „Wprost”, równo dwa lata temu na dzień przed Wszystkimi Świętymi nie zawahał się opublikować tekstu z sugestią, że gen. Błasik odpowiada za katastrofę i śmierć delegacji, dziś martwi się, że sytuacja jest w zasadzie bez wyjścia: „Państwo, urzędnicy, członkowie jakiejś instytucji od lotnictwa mają biegać za każdym razem, kiedy pada jakaś brednia, a pada dzień w dzień, a nawet siedem razy dziennie? Codziennie mamy mieć polemikę z »Gazetą Polską Codziennie« i kolejnymi kretynizmami? Co to w praktyce miałoby oznaczać? Państwo by się ośmieszało”. Pluszak premiera nie grzeszy zbyt wysublimowaną inteligencją, więc pewnie nawet nie zauważył, że docenił siłę środowiska „Gazety Polskiej”, a rzucane epitety świadczą tylko o słabości i bezsilności Lisa. Te „kretynizmy” – jak się raczył wyrazić – to naukowe i laboratoryjne ustalenia przeprowadzone przez ludzi o biografiach i dorobku naukowym, którym medialni funkcjonariusze nie dorastają do pięt. Nie tylko zresztą intelektualnie, znacznie bardziej dyskwalifikująca jest chyba, nazwijmy to, niepełnosprawność etyczna. Nigdy nie zapomnę, gdy wdowa po gen. Błasiku, pani Ewa, mówiła ze łzami w oczach o tamtej publikacji „Wprost” na temat jej męża. To dzięki działaniom Lisa Ewa Błasik stojąca wtedy we Wszystkich Świętych nad grobem męża słyszała od przechodzących obok ludzi – „to ten, który zabił tych ludzi z samolotu”. Doprawdy kompromitacja dotyczy nie tych, którzy próbują oddać sprawiedliwość ofiarom i dojść do prawdy. Janina Paradowska ze stwierdzeniem: „dosyć dyktatu wdów smoleńskich”, Teresa Torańska z jej: „my lubimy wykopki”, opinie Żakowskiego, Kutza czy Wołka – wiadomo, nie warto nawet cytować. Ale są zapamiętani.

Zatrzymani w kadrze

Katastrofa smoleńska jest wydarzeniem o takim znaczeniu dla najnowszej historii Polski, że przez jej pryzmat będziemy oglądani w przyszłości. W 2010 r. zostaliśmy zatrzymani w kadrze – w pozach, jakie wobec tej sprawy przyjęliśmy. Nie warto zazdrościć premierowi Tuskowi miejsca w podręcznikach historii – mniej więcej wiemy już – i my, i on – co tam będzie napisane (chyba że jakimś nadludzkim wysiłkiem postanowi zmazać to, co do tej pory w sprawie Smoleńska zrobił, choć nie wydaje się, aby chciał to zrobić i aby było to w ogóle jeszcze możliwe). Ten strach przed kłującym, także po wieczny czas, wzrokiem Polaków sprawia, że dobiegają coraz rozpaczliwe wezwania, żeby „coś zrobić”. Gra toczy się nie tylko o wymiar doraźny, choć ten, zwłaszcza dla rządu i samego Donalda Tuska, jest celem pierwszoplanowym. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w Kancelarii Premiera obmyśla się plany strategii nie na rok czy dwa. Działania rządu wyglądają tak, jakby chodziło o bój o przesunięcie upadku jeszcze o tydzień, może miesiąc, lub dotrwanie choćby do wiosny.

Tymczasem mainstream próbuje szydzić, jak ostatnio czyni to w tygodniku „Wprost” prof. Norman Davies. Ten szanowany, wybitny historyk zapamiętał się i opowiadał: „Pokazałem w Oksfordzie film o wypadku smoleńskim zatytułowany »Mgła«. Zaczyna się od tego, że pokazana zostaje rosyjska maszyna wojskowa robiąca mgłę. I już to wywołuje śmiech”. Tak się składa, że film „Mgła” zrealizowałam wraz z Marią Dłużewską i jako żywo nie ma w nim ani jednego ujęcia z maszyną „robiącą mgłę”. Film jest opowieścią o przygotowaniach do wizyty w Katyniu prezydenta i o tym, co działo się po katastrofie, opowiedzianą przez urzędników Kancelarii Prezydenta. Zapewne prof. Davies filmu nie oglądał, a ta wpadka pokazuje, że gorączka „by dać odpór”, uderza do głowy tak, że wyłącza rozum.

Niech wyjdą i niech powiedzą!

Prof. Tomasz Nałęcz dla odmiany nawołuje do zorganizowania „na poważnym uniwersytecie, z poważnymi ekspertami” konferencji smoleńskiej. Doradca prezydenta „łaknie jej jak kania dżdżu”. Chce, by zaproszono ekspertów z zespołu Macierewicza, których tezy byłyby skonfrontowane z „autorytetami z komisji Millera”. Bo one, te „autorytety”, wszystko wyjaśnią. Na nieszczęście dla prof. Nałęcza i innych piewców teorii o „pancernej brzozie”, naciskach na pilotów itp. eksperci z komisji Millera, prócz dyżurnego prorządowego eksperta Macieja Laska, nie kwapią się do publicznych wystąpień. Przepadli jak kamień w wodę.Czują zapewne, że zderzenie na argumenty mogłoby dla nich okazać się miażdżące w wymiarze naukowym i kompromitujące w wymiarze etycznym.

Milczy też rząd, mimo nawoływań Agnieszki Kublik z „Gazety Wyborczej”: „Uparte to milczenie i zawzięte, ale przede wszystkim głupie i nieskuteczne. Rząd ma moc instrumentów, by po wielokroć powtarzane kłamstwa smoleńskie po wielokroć prostować. To zadanie dla premiera, dla jego rzecznika, dla szefa MSWiA (...), jego rzecznika, szefa Komisji Badania Wypadków Lotniczych (zasiadał w komisji rządowej), prokuratora generalnego i jego rzecznika, szefa prokuratury wojskowej i jego rzecznika. Oni wszyscy powinni organizować konferencje prasowe, udzielać wywiadów, wydawać oświadczenia czy choćby chodzić na spotkania ze studentami. Mogliby, ale nie robią nic”.Agnieszka Kublik i jej liczni koledzy na medialnym froncie muszą więc radzić sobie sami – znikąd nie widać pomocy. Stąd ten gorączkowy atak na „Rzeczpospolitą” i Cezarego Gmyza. Stąd to pospieszne, wielokrotne cytowanie głosów pojedynczych „ekspertów”, którzy chcą jeszcze bronić wersji rządu. Owszem, różne wrzutki i tezy czynią szum medialny, ale działają tylko na chwilę. Prawda – nawet nie ta o eksplozjach, trotylu i zamachu – tylko ta o potwornym, odrażającym kłamstwie smoleńskim, jakie było i jest udziałem rządu i jego akolitów od ponad dwóch lat, przenika do Polaków każdą, najmniejszą nawet szczeliną. Nie da się jej zatamować.

Chyba wszyscy już wiedzą, że na zaklinanie rzeczywistości jest za późno.
 

 

Tekst pod tytułem "Samotność na froncie propagandy" ukazał się w Gazecie Polskiej, w numerze, który jeszcze dziś dostępny jest w kioskach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka